Albert
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Starogard Gdański
|
Wysłany: Wto 15:46, 23 Mar 2010 Temat postu: Albert Franciszek dołączył do rodzinki 15.03. o 15:00 :) |
|
|
Moje wrażenia z przyjścia na świat synka Alberta Franciszka.
Teraz sobie smaczie śpi, więc wykorzystam tę chwilkę, aby Wam
opowiedzieć nasze "szpitalne przygody".
W sobotę (13.03.) miałam termin porodu i nadal nic się nie działo. Pojechałam sobie na ktg i pani ginekolog nie podobał się zapis, więc
zostałam od razu przyjęta na oddział. Tam dosłownie co chwikę mnie
badali i czułam się bezpieczniej, chociaż małemu lekko zanikało tętno. Czekałam na rozwój sytuacji. Do niedzieli wszystko się unormowało, więc byłam spokojniejsza. W poniedziałek zbadał mnie ordynator (mamy rewelacyjnego) i stwierdził,że takie ładne panie to już zostają u niego na oddziale. Nadal miałam tylko 2,5 palca rozwarcia. Myślałam,że wrócę do pokoju, a tu niespodzianka...
Odesłał mnie na blok porodowy. Ze stoickim spokojem (taka już jestem) spakowałam się i tam podreptałam. Cieszyłam się, że to właśnie w ten dzień, kiedy Ela ma dyżur cały dzień. Tam już mnie"dopadła".
Tętno nie zanikało. Ale też nic się nie działo, więc podłączyła mnie pod oksytocynę, lecz bardzo delikatnie.
Oksy. płynęła od 11:30. Do 14:00 - cisza. Dosłownie nic. Były jakieś
skurcze, ale dla mnie prawie nieodoczuwalne. Chodziłam sobie po sali,
do toalety, czytałam książkę, rozwiązywałam prolemy pedagogiczne w
klasie (dzwniła wychowawczyni córki).
No i ... 14:05 - pierwszy odczuwalny skurcz Potem było ich jeszcze około 10. Zadzwoniłam po męża Ale nadal wszyscy myśleli,że to dopiero początek i jeszcze minie kilka gdzin. Ela się śmiała,że muszę do 19:00 zdążyć. Pyta: To o której rodzimy? Mówię: O 15:00. To tak ładnie (15 marca o 15:00). Ona w śmiech, że chociaż przesuńmy na 17:00, bo Darek (mąż) nie zdąży. Darek przyjechał
No i po tych słowach, o14:30 się zaczęło. Złapał mnie mocniejszy skurcz i Ela mnie zbadała (rozwarcie na 4 palce). Zrobiło mi się niedobrze, więc stwierdziła,że szyjka się szyko rozwiera. Mąż trzymał mnie za rękę i widziałam jego nienaturalnie wielkie oczy. Oksy. już odłączono. Wodyodpłynęły. I to był dla mnie najbardziej stresujący moment, bo okazały się już lekko zielonkawe. Pierwszy party i tętno zanika. Zbiegli sie lekarze i czekają... Czułam napięcie i widziałm,że są przygotowani do działania. Ela mówi: Teraz szybciutko. Musimy rodzić. I tak też było. Dosłownie jeszcze 2 parte i Abuś pojawił się na świecie. Na szczęście było wszystko ok. Nóżki miał owinięte pepowiną i był fioletowy, ale w oczach nabierał barw i płakał, więc . Ważył 2860, 53 cm.
Czyli bolesna część orodu trwała u mnie dokładnie 30 minut. Nie miałam cięcia. Tylko dwa maleńkie szwy, których wogóle nie czułam, a na drugi dzień miałam wrażenie, że nie było porodu. Właściwie, to 2 godziny po porodzie poszłam bez problemu do łazienki.
Teraz biegam jak szczęśliwa sarenka. Kocham mojego małego facecika.
Jest cudny i grzeczny. Wogóle nie płacze. Tylko jest bardzo leniwy do jedzenia i w szpitalu spadał mu cukier. Dlatego zostałam dzień dłużej. Miałam też mało pokarmu, ale dzisiaj już lepiej. Mam nadzieję, że się rozkręci. Często Abusia przystawiam, a w nocy, to wisi godzinami przy cycusiu i pobudza laktację. Do wczoraj musiałam dokarmiać po piersi jeszcze buteleczką., ale tylko raz na dobę Zobaczymy, jak dzisiaj... Czuję,że mam dużo więcej pokarmu
Pozdrawiam Was wszystkie i życzę (tym, które są jeszcze w dwupaku)
takiego szybkiego porodu jak mój, ale bez stresu.
Całuski!
Szczęśliwa Justyna
ps. Ogromne podziękowania dla Eli
Post został pochwalony 0 razy
|
|